Sól, kokardy, czarny proch

Sól, kokardy, czarny proch

Sól, kokardy, czarny proch

Sól

Wraz z nadejściem pierwszych przymrozków i ogólnej sytuacji na drogach oraz chodnikach przypomniała mi się sławna poniekąd wypowiedź byłej minister infrastruktury i rozwoju: „Sorry, mamy taki klimat”. Wprawdzie nie możemy już stwierdzić, że na ów klimat nie mamy wpływu, jednak staramy się walczyć z jego niedogodnościami w różny sposób. Najczęściej - przy użyciu soli. Sprawa dotyczy zwłaszcza mieszkańców miast. Nie zamierzam narzekać na ogólnie zastaną sytuację, pragnę skupić się na problemie psów w tym niesprzyjającym okresie.

Psie łapy są wbrew pozorom dość wrażliwe i powinniśmy zapewnić im ochronę. Zawsze pojawia się pytanie czy smarować opuszki przed wyjściem na spacer. Jeśli tak, to czym - mamy specjalne maści, pasty czy „zwykłą” wazelinę. Spotkałam się z opiniami, że powoduje to rozmiękczanie naskórka i w efekcie potęguje działanie soli. Tą kwestię pozostawiam Waszemu rozsądkowi. Na pewno warto po spacerze wypłukać psie łapy pod bieżącą wodą (ostrożnie z temperaturą - nikt nie lubi polewać zmarzniętych dłoni wrzątkiem).

Sytuacja na dworze sprzyja niestety urazom. Sprawdźmy, czy nasz czworonóg nie uszkodził opuszek. Nikt chyba nie lubi wcierać w świeżą ranę soli, więc gdy znajdziemy nawet niewielki ubytek, musimy łapę zabezpieczyć. Tak na prawdę to nic trudnego - wystarczy zwykły opatrunek i dostępny w każdej klinice weterynaryjnej specjalny gumowy bucik (w ostateczności wystarczy zwykłą foliówka, choć nie każdy pies lubi szeleszczenie plastiku przy każdym kroku). Weterynarz pokaże nam również jak prawidłowo opatrzyć ranę. Osoby z Wrocławia zapraszam na organizowane cyklicznie zajęcia z „pierwszej pomocy” dla właścicieli psów - w zaprzyjaźnionej przychodni weterynaryjnej uczymy się między innymi tajnej sztuki bandażowania.

Gdy wrócimy już z dworu do ciepłego domu - nie pozwalajmy psom wylizywać łap - sól nie służy naszym podopiecznym, zwłaszcza techniczna... A najlepiej na spacerach omijamy zasolone chodniki i zabierzmy czworonogi na teren zielony.

Kokardy

Nie każdy z nas lubi atmosferę świąt, a zwłaszcza ostatnich przedświątecznych dni, ale nie uwierzę, że ktoś może nie przepadać za prezentami. Z wiadomych względów nie będę wypowiadać się na temat psa jako podarunku (oczywiście NIGDY nie należy tego robić), ale często w rodzinach, w których żyje czworonóg, możemy znaleźć wśród prezentów pod choinką paczuszkę z napisem „Fafik”. Oczywiście w niektórych domach taki podarunek dostarcza aniołek, gwiazdor lub inny Mikołaj. I skupimy się właśnie na prezentach.

Smakołyki - skoro my folgujemy sobie świętując przy wigilijnym stole (choć wszystkie dwanaście potraw to przecież postne dania), to naszym czworonogom również chcemy podarować coś dobrego. I na dodatek tego dobrego w paczkach najczęściej jest... dużo. A najczęściej kończy się to bieganiem z niewyraźną miną za naszym psem tocząc nierówną walkę z materią polegającą na próbach zebrania do torebki przeogromnych ilości substancji w stanie pół-ciekłym wydobywających się z tylnego otworu naszego pupila... Zatem jeśli już „idziemy w ilość” - przynajmniej rozciągnijmy w czasie wydawanie psu podarunków. Jest jeszcze kwestia składników, z których wyprodukowano smakołyki. Na co dzień staramy się jak najlepiej zbilansować dietę naszym podopiecznym, więc zwracajmy uwagę także na jakość produktów, które dajemy im w ramach nagrody.

Kości - jeśli decydujemy się podać psu kość (raczej od pierwszego dnia świąt), to NIGDY gotowaną, a nieco dokładniej - poddaną obróbce termicznej. Po takim zabiegu tkanka kostna staje się twardsza, bardziej krucha i często łamie się na ostre „szpilki”, co nie najlepiej służy naszym czworonogom. Niedawno znajoma przyjmowała w klinice pieska, którego właściciel z dobroci serca podzielił się częścią obiadu. W efekcie fragment pieczonej kości zaszkodził czworonogowi. I to zaszkodził dość skutecznie. Mówiąc bardziej technicznie - doszło do perforacji jelita i piesek wybrał się „na drugą stronę”... Zatem jeśli kości - to tylko surowe. I szczerze mówiąc - nie dla każdego. Niektóre czworonogi nie tracą czasu na gryzienie i jeśli się da, wszystko pochłaniają jednym haustem. Inne wprawdzie gryzą, ale tylko dwa, góra trzy razy i koniec. Są również takie, które wręcz z namaszczeniem miażdżą trzonowcami posiłek, przeżuwają i kęs po kęsie połykają. I w zasadzie tylko dla ostatniej grupy kość wydaje się właściwym prezentem. I tylko spożywana pod naszym nadzorem.

Zabawki - przede wszystkim trwałe. Oczywiście to my, właściciele, decydujemy kiedy i jak pies może się bawić, ale najlepiej jak zabawka przetrwa dłużej niż jedną sesję. Nie zalewajmy świata odgryzionymi plastikowymi głowami kaczek, dinozaurów, fragmentami gumowych kapci czy sztucznych hot-dogów. Oddzielną kwestią są zabawki piszczące. Wiem, że każdy z nas, ludzi, ma inną odporność na przykre dźwięki. Zatem szanujmy także innych - nie każdemu przypadnie do gustu piesek szalejący z piszczącą gumową świnką, której, jak wszyscy wiemy, i tak prędzej czy później wygryzie gwizdek z odbytu... Ostatnia kwestia to wielkość zabawki - dostosujmy ją do gabarytów naszego czworonoga. U maluchów zbyt duży przedmiot spowoduje tylko wzrost frustracji. Z kolei dla dużych psów zbyt mały może stanowić zagrożenie - znów historia znajomej z kliniki. Odwiedził ją owczarek niemiecki, któremu w przełyku utkwiła piłka tenisowa. Obyło się bez operacji, choć doszło do rękoczynów...

Czarny proch

Po świętowaniu odpoczywamy kilka dni aby znów świętować - tym razem nowy rok. I jest to chyba najmniej przez psy lubiane święto. Wprawdzie w większości miast, właśnie przez wzgląd na czworonogi, wprowadzono zakaz fajerwerków, ale jak wszyscy wiemy - jak nie wolno, to... szybko! Skoro wybuch petardy może nas przestraszyć, to dla psów, posiadających o wiele bardziej wyczulony słuch, jest to coś przerażającego. Zatem wyprowadzajmy naszych podopiecznych w okresie sylwestrowym zawsze na smyczy. Niektórzy kilka dni przed nowym rokiem testują zakupione race, inni z kolei nie zdążą wszystkiego wystrzelić w jedną noc i raczą nas hukiem jeszcze drugiego, trzeciego stycznia. Możemy się denerwować, obruszać, pokrzykiwać, skarżyć i wygrażać, ale musimy pamiętać, że to my odpowiadamy za nasze psy i to my musimy zapewnić im bezpieczeństwo. A czworonogi mogą się tak przerazić wystrzałów, że w panice uciekną - i tutaj bez żartów - jeśli nie zginą pod kołami samochodów, to możemy po prostu już ich nie odnaleźć.

Huk to nie jedyny problem związany z fajerwerkami, szczególnie dla psów, które kochają aportować. Jedna z moich suk dwa dni po Nowym Roku znalazła gdzieś tekturową tubę po racy i z radością mi przyniosła licząc na zabawę. A ja z kolei liczyłam na to, że nie trafiła na niewybuch...

Jest jeszcze kwestia związana z zabawą sylwestrową. My wychodzimy imprezować z przyjaciółmi, a nasi podopieczni zostają sami, pośród ciemności, grzmotów, wystrzałów, w strachu chowając się po kątach, gryząc ze stresu meble czy sikając pod siebie na naszej kanapie. Nie serwujmy im takiego wieczoru! Może ktoś z rodziny lub znajomych może zaopiekować się naszym czworonogiem? A jeśli wyjeżdżamy - zapytajmy, czy jest opcja przyjazdu z psem. Wiem, że niektórzy, w konsultacji z weterynarzem, podają pupilowi środki uspokajające. Nie jest to zła opcja, ale przypomina mi się historia męża z czasów jego dzieciństwa. Sylwester - wszyscy chcą wyjść na zabawę, więc decydują się podać psu preparat, żeby w spokoju przetrwał tą noc. Na szczęście przetestowali lek dwa dni przed planowaną imprezą i podali połowę zalecanej dawki. Zawsze w opakowaniu z tabletkami mamy ulotkę informacyjną o działaniu, substancji czynnej czy działaniach niepożądanych, czyli potocznie - skutkach ubocznych. I stało się tak, że piesek dostał w pakiecie z lekiem praktycznie wszystkie działania niepożądane - zamiast spokoju przyszedł „małpi rozum”, gonitwa po mieszkaniu, nadpobudliwość i problemy z równowagą. Wprawdzie było to dość dawno, leki są bardziej zaawansowane, nasza wiedza większa, ale noc sylwestrowa nie jest najlepszym czasem na testowanie nowych środków.

Wszystko to brzmi bardzo groźnie, ale moim celem nie jest straszenie kogokolwiek. Wiem, że zależy Wam na psach i na pewno nie chcecie ich krzywdy. Jednak końcówka roku, a wiem to z własnego doświadczenia, to czas bardzo intensywny i często nie pamiętamy o wszystkim - jesteśmy zabiegani, często zestresowani, czy po prostu zmęczeni i coś może nam umknąć. Dlatego właśnie punktuję zagrożenia dla Waszych czworonogów. I przy okazji tych „strasznych” wiadomości życzę Wam dużo ciepła i radości podczas nadchodzących świąt i udanej zabawy sylwestrowej. Może jednym z Waszych postanowień noworocznych będzie: postaram się lepiej dogadywać ze swoim psem i wybiorę się w końcu na szkolenie... Na które wszystkich serdecznie zapraszam!